Większość matek postrzega wychowywanie dzieci jako projekt o różnych etapach, podzielony na zadania. Dorośli są jego wykonawcami, a córki i synowie - biernymi beneficjentami. Podobny tok rozumowania jest jak najbardziej mylny, ponieważ stawia osoby dorosłe w pozycji wyższości, która nie pozwala na wyluzowanie, dostosowanie się do młodych ludzi. Tymczasem związek dzieci i matek to naturalna korelacja: my dajemy im wiele od siebie, a one odpłacają się tym samym.

Cóż to znaczy: dać dziecku świat? Z pewnością nie próbować nachalnie zrobić z niego drugiego Leonardo da Vinci. Badania naukowe, orbitujące wokół psychologii dzieci, jednoznacznie wskazują na to, że harmonijny rozwój emocjonalny i intelektualny młodych ludzi zapewniają rzeczy pozornie nieistotne. Z ewolucyjnego punktu widzenia zwracanie uwagę na robaki w ziemi, dotykanie i wąchanie rzeczy wrzuconych do śmietnika, czy skakanie przez kałuże na chodniku jest ważniejsze niż nauka języka polskiego poprzez obcowanie z książkami. Oczywiście, ostatnia z czynności jest istotna dla znaczącej sprawności lingwistycznej, jednak nie jest wpisana w biologiczne mechanizmy rządzące małymi dziećmi.

Często lepiej jest pozwolić dziecku na obcowanie z nami podczas wykonywania codziennych obowiązków, zamiast wyganiać je do pokoju, aby „się pobawiło“. Jeżeli jest ciekawe gotowania, pozwólmy mu np. obrać cebulę lub jajko ze skorupki. Córce lub synowi dana aktywność zajmie co prawda dłużej niż nam, może popełnić błąd, jednak nauczy nas wyrozumiałości i umiejętności delegowania zadań. Perfekcjonizm nie jest drogą do sukcesu.

Rodzicielstwo bliskości to przede wszystkim poświęcanie czasu i uwagi małym rzeczom: wejście w świat dziecka. Obserwacja motyla przez 3 minuty? Dotykanie błota przed zbliżającym się posiłkiem? Dzieci uczą nas spontaniczności, którą stłamsiłyśmy w sobie podczas okresu dojrzewania. Wychowując je, możemy porzucić role, w których czujemy się niekomfortowo, i zapomnieć o niektórych „obowiązkach“. Pranie można zrobić jutro, teraz istotne jest niestąpanie po liniach na chodniku.

Na koniec warto pamiętać o tym, aby nie czynić innym, co nam niemiłe. Jak poczułybyśmy się, gdyby nasze dzieci stale nas poprawiały i wymagały, abyśmy były lepszymi matkami: ładniejszym, mądrzejszymi lub ambitniejszymi? Dokładnie. Postawmy na realizm, nie idealizm - i celujmy w szczęście, płynne, niezwiązane z realizowaniem stale nowych projektów.

Komentarze

Zostaw Komentarz